sobota, 7 września 2013

Paryż cz.3 25.06.2013.

Późnym wieczorem dobijam do hotelu Premiere Classe. Wygląda raczej na quatrieme classe, ale niestety ceny innych hoteli na ten termin były kosmiczne, a ten był akurat blisko siedziby Oracle'a, do której przyjechałem na warsztaty. Czekam w pustej recepcji. Po chwili rzucam nieśmiałe: "heloł", ale recepcjonisty ni widu, ni słychu. Zjawiają się jeszcze tylko dwaj klienci. Ostatni z nich ma zdecydowanie donośniejszy głos od mojego i po jego nawoływaniach w końcu pojawia się młody jegomość. Daję mu numer rezerwacji, dokument i kartę kredytową. Drugi klient w tym czasie dowiaduje się, że wolnych miejsc już nie ma więc zawiedziony wychodzi. Chłopak za mną natomiast...
- O! Widzę polski dowód. Ja bym w tym mieście kartą nie płacił. Lubią kopiować dane.
Cóż... teraz już za późno, ale rodak nastraszył mnie na tyle, że ani razu nie zapłaciłem już w Paryżu kartą.

Po chwili dostałem klucz, ale standardowo muszę wziąć fakturę. Próbuję po angielsku, ale ni hu hu. Próbuję na różne sposoby wymieniając słowo faktura i rachunek we wszystkich znanych mi językach (niestety francuskiego wśród nich nie ma;-). Pokazuję kartkę z nazwą i adresem firmy. Też nic. Polak za mną pomaga mi z całych sił używając kilku francuskich słów. Nadal nic. Po kilku minutach facet w końcu drukuje mi rachunek, na którym zamiast imienia jest dwuczłonowa nazwa mojej firmy, bez żadnego adresu. Trudno... musi mi to wystarczyć. Oddalam się lekko zdruzgotany niemożnością skomunikowania się z osobnikiem, który udaje recepcjonistę, a za plecami słyszę:
-"Salam alejkum"
-"Wa alaikum s-salam wa rahmatu?llahi wa barakatuh"

Może to jest język, którego trzeba się zacząć uczyć, by w przyszłości jakoś funkcjonować w Europie? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz