Mialem
nadzieje, ze przynajmniej jeden wieczor w Belgii bedzie spokojny, ale
codziennie ktos inny namawial mnie na kolacje z dodatkiem pysznych Leffe
Blonde. A tym "blondynkom" ciezko jest sie oprzec ;-)
Chcialem podczas tego pobytu pospacerowac uliczkami przepelnionymi
stolikami, restauracjami, klubami... Niestety pogoda byla barowa, a dla
niektorych - hotelowa. Gdy juz udalo mi sie raz wczesniej wrocic do
pokoju, to wieczor "umilaly" mi odglosy dochodzace (jakkolwiek
dwuznacznie to brzmi) z pokoju obok: "oh ja, ja!". W ciagu godziny jurny
Niemiec zaspokoil swoja partnerke trzy razy. Na szczescie pozniej
Niemcow dopadla sennosc, podobnie jak i mnie.
piątek, 20 września 2013
wtorek, 17 września 2013
Bruksela. Restauracyjna wpadka.
Dziś jak zwykle mój szef zaserwował mi dawkę swojego nierozgarnięcia :-)
Mieliśmy się spotkać w kilka osób na kolacji. Szef stwierdził, że
widzimy się we włoskiej restauracji w Braine L'Alleud. Pojechaliśmy tam,
wchodzimy, mówimy, że mamy rezerwację na 9 osób. Kelner prowadzi nas do
stolika, zamawiamy coś do picia i czekamy. Po jakimś czasie dzwoni
telefon:
- Gdzie jesteście?
- W restauracji. A wy?
- W restauracji.
Jak się okazało, szef niestety namieszał z lokalizacją kolacji. Rezerwacja była w restauracji oddalonej o kilka kilometrów. Gdy próbowaliśmy wytłumaczyć to kelnerom, byli wściekli, że chcemy anulować rezerwację, ale po jakimś czasie zrozumieli, że ta rezerwacja nie była nasza, a ich właściwi goście jednak przyjdą :-)
Co ciekawe, w restauracji tej wisiał polski plakat francuskiego filmu. Pewne rzeczy nie przestaną mnie zadziwiać na tym świecie :-) Chciałem zrobić zdjęcie, ale niestety przez to całe zamieszanie nic z tego nie wyszło. Może innym razem się uda, bo czasem się tam spotykamy.
- Gdzie jesteście?
- W restauracji. A wy?
- W restauracji.
Jak się okazało, szef niestety namieszał z lokalizacją kolacji. Rezerwacja była w restauracji oddalonej o kilka kilometrów. Gdy próbowaliśmy wytłumaczyć to kelnerom, byli wściekli, że chcemy anulować rezerwację, ale po jakimś czasie zrozumieli, że ta rezerwacja nie była nasza, a ich właściwi goście jednak przyjdą :-)
Co ciekawe, w restauracji tej wisiał polski plakat francuskiego filmu. Pewne rzeczy nie przestaną mnie zadziwiać na tym świecie :-) Chciałem zrobić zdjęcie, ale niestety przez to całe zamieszanie nic z tego nie wyszło. Może innym razem się uda, bo czasem się tam spotykamy.
poniedziałek, 16 września 2013
Bruksela. Koniec dnia pierwszego.
Dzień
był męczący. Poranne loty, później pół dnia z audytorami, a na koniec
kolacja z tymi samymi ludźmi. Wprawdzie takie wieczorne wyjście na
kolację i piwko powinno być przyjemnością, jednak po całym dniu myślenia
po angielsku, dodatkowe godziny skupienia na rozmowach w obcym języku
są tylko gwoździem do trumny. Padam ze zmęczenia. Szczęście w
nieszczęściu, że podczas wyjścia na kolację zaczął padać deszcz, więc
nie oddaliliśmy się zbytnio od hotelu.
Jedno jest pewne - Hoegaarden był jak zawsze dobry. Creme brulee też mnie połechtał od środka.
Jeszcze tylko jeden dylemat: mam dwa podwójne łóżka w pokoju... które wybrać? ;-p
Jedno jest pewne - Hoegaarden był jak zawsze dobry. Creme brulee też mnie połechtał od środka.
Jeszcze tylko jeden dylemat: mam dwa podwójne łóżka w pokoju... które wybrać? ;-p
Bruksela. Lecę!
No to
lece. Jestem ponad chmurami, wiec wpis pojawi sie dopiero gdy dolece na
miejsce. Dzis pobudka byla o 4:50. Nienawidze tak wczesnie wstawac, ale
tym razem nie mialem wyboru, bo mam spotkanie z audytorami. Zazwyczaj
latam po poludniu.Troche slabo przekalkulowalem czas, bo majac samolot o
6:25 wsiadalem do taksowki (w postaci zdezelowanego Deawoo) o 5:20.
Taksowkarz przejal sie tym bardziej niz ja i cala droge gadal tylko o
tym, czy aby na pewno zdaze na samolot. Zdazylem!
Siedze na pokladzie jakiegos Cimbera i wlasnie zbliza sie ladowanie w Kopenhadze. Pozniej przesiadka na A320 do Brukseli.
Przepraszam za brak polskich liter, ale pisze na Blackberry.
Siedze na pokladzie jakiegos Cimbera i wlasnie zbliza sie ladowanie w Kopenhadze. Pozniej przesiadka na A320 do Brukseli.
Przepraszam za brak polskich liter, ale pisze na Blackberry.
czwartek, 12 września 2013
Mapa połączeń
Ostatnio znalazłem aplikację na facebook'u, w
której można rejestrować swoje loty. Wiem, że nie będę miał
cierpliwości, by rejestrować wszystkie, ale postanowiłem zarejestrować
przynajmniej po jednym na każdej trasie jaką przeleciałem. Oto co mi
wyszło...
sobota, 7 września 2013
Paryż cz. 4 26.06.2013.
Drugi dzień we Francji. Zjawiam się na warsztatach. Niedługo potem
pojawiają się jeszcze dwie osoby z mojej firmy, a na koniec także mój
były szef. Po krótkim powitaniu doszło do wymiany zdań na temat hotelu,
który, przyznaję bez bicia, jest marny, a który wybrałem ja. W końcu
pada pytanie od mojego ex-szefa.
Ex-szef: - A znalazłeś papier toaletowy?
Ja: - Nie, nie miałem jeszcze takiej potrzeby.
Ex-szef: - To pamiętaj! Nie bój się tam włożyć ręki!
Złowieszczy uśmiech na jego twarzy zwiastował co najmniej niezwykłą przygodę przy następnej wizycie na tzw. "dwójkę", więc dopytałem jeszcze o szczegóły.
Już na miejscu, w hotelu, przekonałem się, że... rzeczywiście... w plastikowej łazience w stylu toi-toi, którą ktoś sprytnie wmontował do mojego pokoju, był tajemniczy, ledwo widoczny otwór. Papier zdobywali jedynie ci śmiałkowie, którzy zdecydowali się tam włożyć rękę :-)
Ex-szef: - A znalazłeś papier toaletowy?
Ja: - Nie, nie miałem jeszcze takiej potrzeby.
Ex-szef: - To pamiętaj! Nie bój się tam włożyć ręki!
Złowieszczy uśmiech na jego twarzy zwiastował co najmniej niezwykłą przygodę przy następnej wizycie na tzw. "dwójkę", więc dopytałem jeszcze o szczegóły.
Już na miejscu, w hotelu, przekonałem się, że... rzeczywiście... w plastikowej łazience w stylu toi-toi, którą ktoś sprytnie wmontował do mojego pokoju, był tajemniczy, ledwo widoczny otwór. Papier zdobywali jedynie ci śmiałkowie, którzy zdecydowali się tam włożyć rękę :-)
Paryż cz.3 25.06.2013.
Późnym wieczorem dobijam do hotelu Premiere Classe. Wygląda raczej na
quatrieme classe, ale niestety ceny innych hoteli na ten termin były
kosmiczne, a ten był akurat blisko siedziby Oracle'a, do której
przyjechałem na warsztaty. Czekam w pustej recepcji. Po chwili rzucam
nieśmiałe: "heloł", ale recepcjonisty ni widu, ni słychu. Zjawiają się
jeszcze tylko dwaj klienci. Ostatni z
nich ma zdecydowanie donośniejszy głos od mojego i po jego nawoływaniach
w końcu pojawia się młody jegomość. Daję mu numer rezerwacji, dokument i
kartę kredytową. Drugi klient w tym czasie dowiaduje się, że wolnych
miejsc już nie ma więc zawiedziony wychodzi. Chłopak za mną natomiast...
- O! Widzę polski dowód. Ja bym w tym mieście kartą nie płacił. Lubią kopiować dane.
Cóż... teraz już za późno, ale rodak nastraszył mnie na tyle, że ani razu nie zapłaciłem już w Paryżu kartą.
Po chwili dostałem klucz, ale standardowo muszę wziąć fakturę. Próbuję po angielsku, ale ni hu hu. Próbuję na różne sposoby wymieniając słowo faktura i rachunek we wszystkich znanych mi językach (niestety francuskiego wśród nich nie ma;-). Pokazuję kartkę z nazwą i adresem firmy. Też nic. Polak za mną pomaga mi z całych sił używając kilku francuskich słów. Nadal nic. Po kilku minutach facet w końcu drukuje mi rachunek, na którym zamiast imienia jest dwuczłonowa nazwa mojej firmy, bez żadnego adresu. Trudno... musi mi to wystarczyć. Oddalam się lekko zdruzgotany niemożnością skomunikowania się z osobnikiem, który udaje recepcjonistę, a za plecami słyszę:
-"Salam alejkum"
-"Wa alaikum s-salam wa rahmatu?llahi wa barakatuh"
Może to jest język, którego trzeba się zacząć uczyć, by w przyszłości jakoś funkcjonować w Europie? :)
- O! Widzę polski dowód. Ja bym w tym mieście kartą nie płacił. Lubią kopiować dane.
Cóż... teraz już za późno, ale rodak nastraszył mnie na tyle, że ani razu nie zapłaciłem już w Paryżu kartą.
Po chwili dostałem klucz, ale standardowo muszę wziąć fakturę. Próbuję po angielsku, ale ni hu hu. Próbuję na różne sposoby wymieniając słowo faktura i rachunek we wszystkich znanych mi językach (niestety francuskiego wśród nich nie ma;-). Pokazuję kartkę z nazwą i adresem firmy. Też nic. Polak za mną pomaga mi z całych sił używając kilku francuskich słów. Nadal nic. Po kilku minutach facet w końcu drukuje mi rachunek, na którym zamiast imienia jest dwuczłonowa nazwa mojej firmy, bez żadnego adresu. Trudno... musi mi to wystarczyć. Oddalam się lekko zdruzgotany niemożnością skomunikowania się z osobnikiem, który udaje recepcjonistę, a za plecami słyszę:
-"Salam alejkum"
-"Wa alaikum s-salam wa rahmatu?llahi wa barakatuh"
Może to jest język, którego trzeba się zacząć uczyć, by w przyszłości jakoś funkcjonować w Europie? :)
poniedziałek, 2 września 2013
Paryż cz.2
Mistrz pierwszego planu. Kto zauważy? :o)
Wieżę Eiffla tym razem odpuściłem. Byłem na niej jakiś czas temu, kiedy to podczas podróży do Hiszpanii zboczyłem z trasy i wjechałem na jeden wieczór do stolicy Francji. Może w przyszłym roku uda się pojechać tam jeszcze raz służbowo. Jeśli będę w Paryżu dłużej niż 2-3 dni, to chciałbym wejść na wieżę o własnych siłach :)
Wieżę Eiffla tym razem odpuściłem. Byłem na niej jakiś czas temu, kiedy to podczas podróży do Hiszpanii zboczyłem z trasy i wjechałem na jeden wieczór do stolicy Francji. Może w przyszłym roku uda się pojechać tam jeszcze raz służbowo. Jeśli będę w Paryżu dłużej niż 2-3 dni, to chciałbym wejść na wieżę o własnych siłach :)
Paryż
Z racji tego, że w okresie wakacyjnym
podróżujemy w firmie mało, to na początek co nieco z mojego ostatniego,
czerwcowego wyjazdu. Zazwyczaj nie lubię długich służbowych wyjazdów,
ale jak się jedzie w takie miejsce jak Paryż, to 2 wieczory to
zdecydowanie za krótko. Dobrze, że w czerwcu dni są długie. W sumie
każdego dnia przeszedłem po ok. 10-15 km robiąc sporo zdjęć. Jednym z
minusów podróży służbowych jest to, że po pracy większość znanych miejsc
można obejrzeć jedynie z zewnątrz, bo nie są czynne do późnego
wieczora.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

